Ale od początku.
Idziemy sobie z Tycią ze sklepu.
Wspominała Mama Tyci, że obok naszego domu jest przedszkole, i wielki przedszkolny plac zabaw.
Wszystko ogrodzone.
Stanęła sobie wiec Tycia przy bramie głównej i aż piszczy żeby się dostać do dzieci.
Stoi tak sobie, gada po swojemu i „pacy”.
Do domu iść nie chce.
Nagle podbiega do ogrodzenia „chłopiec” rzuca się prosto na Tycię i wrzeszczy strasząc Ją!!! (ale nie ot tak jak dziecko, normalnie z taką złością że do teraz Mamę Tyci trzęsie na samo wspomnienie!!!)
Tycia odskoczyła od ogrodzenia, oczy jak 5 zł i buzia w podkówkę.
Tyle dobrze że Ona zawsze dzielna jest, więc się nie rozpłakała (bo chyba bym go…!)
Pytam się (początkowo zdumiona) co robi? I dlaczego ją starszy, chyba widzi że jest malutka.
A ten że ma się stąd wynosić, bo się nie nadaje do przedszkola taki mały bachor.
Różne rzeczy gadał (korzystając z faktu że Tycia z Mama Tyci zaniemówiły) po czym na koniec dodał żebyśmy tam więcej nie przyłaziły(!) bo to przedszkole dla sześciolatków a nie…! (chciałam tym podkreslić że to nie był jakis mały rozbrykany chłopczyk!)
Oczywiście że mu Mama Tyci powiedziała parę słów!!!
Ale co to da………???
Najgorsze jest to że:
– On nawet nie był przy tym ogrodzeniu, tylko jak zobaczył Tyćkę przybiegł z drugiego końca podwórka (ogromnego!) i ujadał niczym wredne psisko!
– że nie żartował, nie poczuł się zmieszany jak Go Mama Tyci opieprzała, tylko po prostu chciał Ją tak wystraszyć!
– był pełen złości, i to zdumiewa najbardziej…bo co tak bardzo może zdenerwować?
Mała dziewczynka przy ogrodzeniu???
I może to głupie ale jego wyrazu twarzy Mama długo nie zapomni…
Nawet nie chce się Mamie Tyci myśleć jak On jest wychowywany, jaki ma dom…
Jedyne pocieszenie że jak już skręcałyśmy do domu i Tycia miała oderwać się właśnie od ogrodzenia podleciał jeszcze do niej inny chłopczyk i powiedział: „cześć dziewczynko!”
Mam nadzieję że mimo wszystko takich dzieci jest więcej…
Niech no on mi się jeszcze raz nawinie pod ręce to nie ręczę!
Nie no trzęsie Mamę Tyci dalej! uh
–
O kurcze mnie również zatrzęsło i pomyśleć,że moja Drobineczka za jakieś półtora roku (Tycia pewnie też)mogą spotkać na podwórku przedszkolnym takich ech …szkoda gadać.
Pozdrawiam i oby jak najmniej takich przygód.
A najgorsze w tym wszystkim to, że winni temu są jego rodzice i brak ich wychowania. Ale człowiek oczywiście wkurza się na takiego szalonego dzieciaka, bo rodziców tam nie ma co by ich ochrzanić. I wtedy jak takie popaprańce mają dzieciaki, to co ma z ich dzieci wyrosnąć jak nie kolejne patologiczne pokolenie?! I ja się pytam czemu na zostanie rodzicem nie trzeba zdawać odpowiedniego egzaminu, no czemu no??!!