Mama Tyci jakoś dziś kijowo się czuje.
Pogoda też nijaka, pochmurno, co jakiś czas kropi deszcz.
Tyci jednak szkoda, bo siedzi w oknie i „pacy” tęsknie na świat.
Mama Tyci się lituje i pyta Tyci czy „idziemy na spacerek?”
Tycia uśmiech od ucha do ucha i aż podskakuje 🙂
No ok, to idziemy!
Może Mama Tyci da rade się jakoś zwlec z tego IV piętra, bo wejść to już na pewno nie wejdzie…
Spacerujemy jak zwykle,Tycia biega, Mama wlecze się za Tycią.
Moment powrotu do domu, odwlekamy jak się da (perspektywa wtargania Tyćki na górę przytłacza!).
Tyle dobrego że dziecko zadowolone! 🙂
No nic, trzeba wracać.
Otwieramy drzwi na dole,Tycia już wrzeszczy że Ona chce nieść klucz, ok daje, niech niesie.
Gdy Mama Tyci dotyka (w końcu!!!)nogą ostatniego stopnia, ledwo oddycha!
Stawia Tycię na nóżkach, a Ta co robi???
Tak macha tym kluczem że wyrzuca go i spada na dól!!!
Na sam dól!!!
Oczywiście że (z moim szczęściem!) nie mógł się zatrzymać na jakimś piętrze ( w sensie zahaczyć!)
I zabawa zaczęła się od początku!
Myślałam że tą małą Tycipieńkę uduszę! 😛
Dobre :)ale Tycia ubaw ma chociaż,a uśmiech dziecka bezcenny 🙂