Leniuchowania i tycia cd.-to raz.
Dwa, Antosia pilniejsza niż najpilniejszy kogut zaserwowała nam swoje kukuryku ok godz. 5.20 !!!
Myślałam że to chwilowe, że dostanie cyka i dalej uderzy w kimonko ale gdzie tam, my tyle szczęścia nie mamy…!
Uderzyła, ale mnie-nogą w nos!
Zaczęło się: skakanie, gryzienie, targanie za włosy, wkładanie palców we wszystkie możliwe otwory mojej bladej i wycieńczonej twarzy!
Uduszę ją kiedyś!
Tata Tycipieńki chciał się nad Mamą zlitować i zaczął śpiewać Małej (poświęcenie wielkie, bo On nie śpiewa z reguły ) i musiał się już chyba w końcu zdenerwować (co też u niego rzadkie)bo zamiast zwyczajowego swojego tekstu:
„Tycipieńko, Tycipieńko pora wstać, pora wstać
Koty już biegają, koty już biegają
Miau, miau miau…”
Uraczył ją czymś (mniej więcej) takim:
„Tycipieńko, Tycipieńko, pora spać, pora spać
Koty już ziewają, koty już ziewają
No żesz…..” 🙂 🙂 🙂 tak tak, tu pasuje tylko jedno… 😛
Żeby nie zaserwować jej czegoś podobnego, wzięłam swoje rzeczy i przeprowadziłam się do salonu.
Plus z tego taki, że już nie potrafiłam zasnąć i upiekłam nam na śniadanie pyszne bułeczki 🙂
O takie:
Po południu wybraliśmy się na spacer, chcieliśmy zajrzeć do pobliskiego Kościoła żeby Antosi pokazac szopkę, ale niestety Mszy nie było, więc Kościól zamknięty na cztery spusty (!)
Nie wiem co za praktyki, żeby w Święto, w biały dzień zamykać Kościół! Naprawdę nie zamierzałam ukraść z Tycią żadnej figurki, chciałam tylko dziecku pokazać żłóbek…tak po prostu…cóż…
Wróciliśmy do domu (oczywiście po drodze zmokliśmy bo zaczęło padać) i tyle z naszego wyjścia…
Na pocieszenie zaserwowaliśmy sobie deser, nawet Tyci zrobiłam, taki wyjątkowo świąteczny!
Posiedzieliśmy, pooglądaliśmy tv, pobawiliśmy się z Małą i tak nam zleciało…
Fajnie tak być w domu razem, ale wtedy czas tak szybko leci…
Na koniec parę fotek z dzisiejszego dnia.
Jutro nasz prywatny fotograf wraca do pracy, więc już tych ładnych „ilustracji” do moich wpisów będzie mniej…
Ale to w końcu blog, a nie fotoblog 😛