Wyżyny hipochondrii

Co mi jes?
Zniknie mi to?
Uwazaj jak otwiejasz dzwi bo ja jestem blisko, zebys mnie casem nie udezyl!
Co ja mam tu takie zadjapane? Zniknie?
A tu co mnie ugjyzlo? Nie widać jus?
Bolą mnie kolanka, włosy, bluzki, swetry…
Czyli standard!
No ale dziś to Tyćka przegięła.
Wchodzimy po schodach: Tycia, krok za Nią Mama z rowerkiem, zakupami, piłką itp.
Nagle Tycia się potyka i nawet specjalnie nie upada, jednak siada na schodach i lamentuje na cały korytarz że: „zabiłam się chyba!
10 minut Ją Mama musiała przekonywać że żyje, ma się dobrze i że jeśli za chwilę nie ruszy tyłka i nie zacznie dalej wchodzić po schodach, to serio Ją… uh!

„Zabiła” się Tyćka jeszcze potem dwa razy…
Aktualnie pojechała z Tatkiem na pocztę i jak wychodziła miała się całkiem dobrze 😛

Swoją drogą gdzie Ona znowu przechwyciła taki tekst?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Tycia codzienna i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na „Wyżyny hipochondrii

  1. denim81 pisze:

    hahaha super tekst 🙂

  2. Kinia pisze:

    Buah ha ha.. Ona jest po prostu najzabawniejszym dzieckiem świata 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *