Wiewiórka, którą kupiła Tyci Bunia na kwiatowym targu, dokonała żywota niemal od razu po powrocie do domu.
Otulona w kocyk niby noworodek, wyślizgnęła się Tyci z rączek i spadła, UWAGA z 20cm na mięciutki dywan i rozprysnęła się na milion kawałków (serio na tyle, że trudno było rozpoznać co to takiego było 😛 )
Rozpacz była wielka! Bo Tycia do rzeczy, zwłaszcza przez siebie wybranych, przywiązuje się natychmiast! (po Mamie ma to)
Na szczęście z odsieczą przyszedł Buń, który uzbierał (chyba jest głównym odbiorcą owych zabawek i niemal kolekcjonerem 😛 ) odpowiednia ilość punktów – naklejek i można je było wymienić na WIEWIÓRA 🙂
Wiewiór słodki i co najważniejsze „NIETŁUKĄCY” 🙂
Tata odetchnął, bo podczas histerii Tytki obiecał Jej że skorupy poskleja i na nowo będzie wiewiórka (choć nie wie Mama jak chciał tego dokonać, biorąc pod uwagę co z niej zostało).
Przykro mi Tatko, ale jak wiesz Twoja córka ma pamięć jak Twoja żona, czyli absolutną 😛
Już dziś przed wyjściem do przedszkola, układając do snu wiewióra, obiecała mu pod wieczór („jak Tatko wróci z pjacy i kupi klej”) dostarczyć wiewiórkę 😛
Poczytaj lepiej o rekonstrukcji w sztuce, bo o renowacji tu mowy być nie może 😛
Hahaha uśmiałam się, świetny wpis :)))
Tacie było mniej do śmiechu, ale o tym dziś 😛