Wróciliśmy po południu.
Mama Tyci dziś też nie napisze za dużo, bo czuje się zmęczona, i to nie podróżą, bo daleko nie mamy (70km) tylko pakowaniem.
Pojechaliśmy na trzy dni (niecałe) a Mama Tyci jak zwykle spakowała wszystkich, jakby jechali na co najmniej miesiąc!
A znajdź potem coś człowieku w tych wszystkich tobołach!
Trzeba było to rozpakowywać, i pakować od nowa, i tak w kółko przez 3 dni…! (już nie wspomnę o tym że Tycia też mi jedną torbę rozpakowała(tak, tą najbardziej poukładaną!), bo Ona do rozpakowywania pierwsza!)
Gdy wracaliśmy to auto wypchane po brzegi, więc jak Mama Tyci wpakowała swoje 4litery, tak już się ruszyć nie mogła w żadną stronę. A że siadła na czymś twardym (w sumie to nie wie do końca na czym z tego wszystkiego) to do teraz boli ją połowa 4 liter…uh!
A i głowa jak zwykle też boli, więc Mama Tyci rezygnuję z dzisiejszego pisania, co by bzdur nie wypisywać…
Dobranoc!
Fajnie macie, że Tycia mogła śniegu uraczyć;) U nas niestety zima strajkuje i śniegu nie ma;(