Wali (bo nie puka) mi ktoś w drzwi.
Otwieram, a tam czerwony, upocony i zdyszany (wszystko w sumie uzasadnione, bo mieszkamy na IV piętrze bez windy) Pan kurier z czterema zamówionymi przez Tatę Tyci oponami samochodowymi.
Patrzy na mnie bazyliszkowym wzrokiem i oświadcza (dla mnie zupełnie przyznam nieoczekiwanie): „Jakby tak Pani zeszła na dół po mnie i mi pomogła to pewnie nic by się nie stało!”
Nie wiem (do teraz) czy żartował, czy Maciupka nie zauważył, czy tak w tej jego zadyszce mu się wymsknęło…ale nawet mnie ( a zdarza się to baaaardzo rzadko) zupełnie zabrakło słów by to skomentować :/
A dziś miało być już inaczej!
Miałam wstać w pięknej, przyjaznej, otwartej i życzliwej Polsce!
No jak to tak Panie Prezydencie?
I ponoć kawą w Warszawie od rana Pan częstuje? Dlaczego nie mnie tu na Śląsku?
Przecież Pan Prezydentem wszystkich Polaków
Czy już nie…? Czy może jeszcze nie? Czy nigdy nie?
Wszak dziś można już tak po prostu, szczerze…
Mimo tego, pisanego niby na nowo poniedziałku…
A dla Tyci poniedziałek zawsze wyjątkowy, bo tańczy
Super to opisalas