Miała Mama nadzieję, że zaczną się dopiero z przyjściem na świat Maciupka, ale zaczęły się wcześniej.
Tycia (a pewnie ma to ścisły związek ze zbliżającą się ważna dla nas chwilą) zastrajkowała jakieś dwa tygodnie temu i od tego czasu, regularnie, w okolicach 1 w nocy płacze i nas woła. Nie ma żadnych szans, aby wchodząc do pokoiku Tyci, pomóc Jej zasnąć i wyjść bez Niej.
Także od połowy nocy śpi z nami.
Obiecujemy już Jej złote góry za spanie u siebie, ale wychodzi to wszystko naszemu dziecku bardzo średnio…
Wczoraj wieczorem obiecała Jej Mama pewną rzecz (już nawet nie wspomni jaką bo to mało pedagogiczne 😛 ), nie mając jednak nadziei, że to zadziała.
O 1szej w nocy cisza, o 2giej również.
Dopiero ok 4tej usłyszała Mama płaczącą (właściwie Ona nie płacze a mówi tylko takim „zawodzącym” głosem) Tycię i taki oto powtarzający sie werset:
„Tosiulku nie płacz, nie płacz dziecko, że nie dałaś rady dospać do rana! Nie płacz!”
Hehe co za bidok! 😛
Zobaczymy czy da radę dzisiaj, bo już tam słyszę jak Tatce znowu zapowiada, że może się nie udać…