Miała Mama nadzieję, że zaczną się dopiero z przyjściem na świat Maciupka, ale zaczęły się wcześniej.
Tycia (a pewnie ma to ścisły związek ze zbliżającą się ważna dla nas chwilą) zastrajkowała jakieś dwa tygodnie temu i od tego czasu, regularnie, w okolicach 1 w nocy płacze i nas woła. Nie ma żadnych szans, aby wchodząc do pokoiku Tyci, pomóc Jej zasnąć i wyjść bez Niej.
Także od połowy nocy śpi z nami.
Obiecujemy już Jej złote góry za spanie u siebie, ale wychodzi to wszystko naszemu dziecku bardzo średnio…
Wczoraj wieczorem obiecała Jej Mama pewną rzecz (już nawet nie wspomni jaką bo to mało pedagogiczne ), nie mając jednak nadziei, że to zadziała.
O 1szej w nocy cisza, o 2giej również.
Dopiero ok 4tej usłyszała Mama płaczącą (właściwie Ona nie płacze a mówi tylko takim „zawodzącym” głosem) Tycię i taki oto powtarzający sie werset:
„Tosiulku nie płacz, nie płacz dziecko, że nie dałaś rady dospać do rana! Nie płacz!”
Hehe co za bidok!
Zobaczymy czy da radę dzisiaj, bo już tam słyszę jak Tatce znowu zapowiada, że może się nie udać…