Dziś zaprowadził Tatko, Tytkę do drugiej szkoły tańca. No może określenie szkoła, to zbyt wiele – ot po prostu kurs, a nawet kursik. Nie to, żeby Tycia zrezygnowała ze szkoły nr 1. Co to, to nie. Ale że kursik nr 2, jest w klubie osiedlowym rzut baletką od nas, więc szkoda było nie iść. Tytka zachwycona, Tatko w sumie też. Oczywiście umiejętnościami swojej pierworodnej. Niech się Ktosie nie martwią, że Tatko też wziął się za tą karkołomną sztukę, zwaną przez pozostałych tańcem.
Na pytanie Mamy, co Tytka tańczyła, Tatko odpowiedział, że według jego wiedzy i oka, to coś pomiędzy polonezem a dancehallem 🙂 Nie do końca to zostało rozpoznane, bo Tatko preferuję raczej Epileptic Walk, ewentualnie Bezruchdance – zainteresowanych odsyłamy do Księgi XVII przygód Tytusa, Romka i Atomka.
Zdjęć tym razem zabrakło, bo Tatko tak się zapatrzył, że zapomniał zrobić 🙂 Ale obiecuje, że nadrobi, za tydzień.