Wczoraj późnym wieczorem upiekłyśmy pierniczki (nasze zaległe zadanie adwentowe).
Zwyczajowo tylko jakąś część dekorujemy, bo wolimy takie bez niczego.
Tytka ma inne zdanie oczywiście i choć zdobiąc je mądruje się, że posypki i lukry to sam niezdrowy cukier, to jednak oczy Jej wtedy błyszczą z radości jak rzadko kiedy
Zwłaszcza na widok tych małych opłatków które na szybko kupił wczoraj Tata.
Jakby mogla zjadłaby wszystko, DOSŁOWNIE.
Ale my całą trójką (bo nie wiadomo jak potem Maciup) jesteśmy bardzo pierniczkowi
Na drugim zdjęciu to wielkie, jasne po prawej stronie to łebek Granulka, bo On też oczywiście doglądał prac
A teraz z rana, w piekarniku dochodzi chlebek bananowy, a Mama czeka na spotkanie ze swoją Karolką!
Bardzo czeka!
Bo obiecałyśmy sobie, że choćby nie wiem co się działo (a nie widziałyśmy się chyba z pół roku!) to dzisiaj Ona się tu zjawi!
Biorąc pod uwagę, że nie widzi się Mama z ludźmi, to wyjątkowa, prawdziwa uczta dla jej ducha!
No Karka CZEKAM JUŻ