Wczoraj późnym wieczorem upiekłyśmy pierniczki (nasze zaległe zadanie adwentowe).
Zwyczajowo tylko jakąś część dekorujemy, bo wolimy takie bez niczego.
Tytka ma inne zdanie oczywiście i choć zdobiąc je mądruje się, że posypki i lukry to sam niezdrowy cukier, to jednak oczy Jej wtedy błyszczą z radości jak rzadko kiedy 🙂
Zwłaszcza na widok tych małych opłatków które na szybko kupił wczoraj Tata.
Jakby mogla zjadłaby wszystko, DOSŁOWNIE.
Ale my całą trójką (bo nie wiadomo jak potem Maciup) jesteśmy bardzo pierniczkowi 🙂
Na drugim zdjęciu to wielkie, jasne po prawej stronie to łebek Granulka, bo On też oczywiście doglądał prac 🙂
A teraz z rana, w piekarniku dochodzi chlebek bananowy, a Mama czeka na spotkanie ze swoją Karolką! 🙂 Bardzo czeka!
Bo obiecałyśmy sobie, że choćby nie wiem co się działo (a nie widziałyśmy się chyba z pół roku!) to dzisiaj Ona się tu zjawi! 🙂
Biorąc pod uwagę, że nie widzi się Mama z ludźmi, to wyjątkowa, prawdziwa uczta dla jej ducha!
No Karka CZEKAM JUŻ 🙂