Dzień kota

Dosłownie i w przenośni (bo z Tycią „kota” można dostać codziennie 🙂 )
I dziś mnie ta przyjemność również nie ominęła…
Tycia odkryła kuwetę, w sensie żwirek w kuwecie!
Dosyć dobitnie modulując głosem staram się Ją cały dzień odwieźć od kociego odchodnika.
Po którymś razie, zerkam w stronę pokoiku, a Tycia siedzi przed kuwetą…
Mama Tyci nie zdążyła jeszcze nawet nic powiedzieć, wystarczyło spojrzenie.
A Tycia: na nóżkach, potem na czworakach zaiwania do Mamy i krzyczy „be, be! beee!” – że niby wie że nie wolno i Ona nic nie zrobiła.
Może i nawet Mama Tyci by uwierzyła, gdyby nie pewien drobny szczegół.
Otóż zdradza Tycię pełna raczka żwirku! uhh

Tycia z okazji dnia kota próbowała choć jednego sierściucha zaprogramować pilotem.
Chyba jednak nic nie osiągnęła, przynajmniej nic mi nie wiadomo…

Jutro jedziemy do Prabuni aby wyprawić Tyciuni imprezkę numer 2!
Więc Mama znika aby „tworzyć” kolejny tort.
Może z kotem? Skoro dziś taki koci dzień…?
A i Tycia rozpozna pewnie i będzie się cieszyć (o ile rozpozna, bo na myśl o robieniu lukru, już Mamę trzęsie)

W międzyczasie muszę myśleć co zrobić z tą nieszczęsną kuwetą (bo raczej Tyci się nie przekona żeby odpuściła), a nie bardzo jest z nią co zrobić…

No nic żegnam już dziś.
Wypada po kociemu
więc:
Miaaaaauuu!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Tycia codzienna i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *