Zaczęło się od tego, że Tycia wypatrzyła na sklepowej półce piankowe Smerfy marshmallow. I oczywiście mocno ich zapragnęła (w naszym domu unikamy słodyczy i przetworzonego jedzenia, dlatego jest wiele rzeczy których Tytka nigdy nie jadła i na widok których oczy zaczynają Jej błyszczeć).
A ponieważ my od czasu do czasu lubimy spełniać te tycipieńkowe małe pragnienia, uzgodniliśmy, że kupimy owe pianki na urodziny Frania.
Pomysł smerfnego przyjęcia nasuwał się sam.
Czyż nasz Maciupek to nie istny Maruda???
Główne przyjęcie odbędzie się w niedzielę i wtedy to Mama 2 przywiezie dla swojego synka pyszny, domowej roboty tort. Bez sensu więc, żebym ja w ten dzień robiła drugi.
No a zrobić przecież musiałam!
Dlatego wczoraj odbyło się pierwsze mini przyjęcie dla Frania, z tortem, ozdobami, prezentami i niebieskimi smakołykami.
We wszystko mocno zaangażowana została Tycia.
I właściwie to całe przyjęcie to Jej sprawka, mój jest tylko tort.
To Ona zrobiła braciszkowi koszulkę, zapakowała prezent we własnoręcznie zdobiony papier, nakryła do stołu…
Taką masz super siostrzyczkę Franeczku!
Udało nam się wszystko super i mieliśmy wczoraj fajną zabawę!
Teraz czekamy na niedzielę