Zacząć trzeba od tego, że Tycia lubi poznawać nowe smaki i generalnie mało grymasi przy jedzeniu.
Co prawda je małe porcje, ale często i to rzeczy na prawdę różne.
Bardzo to Mamę Tyci cieszy, bo liczy na to, że Tycia nie będzie niejadkiem i że w naszym domu nie będzie ciągłego „nie lubię, nie chcę…!”
Na razie Tyciunia kosztuje wszystko co dostanie (albo sama sobie weźmie!) do rączki.
Tu ogórek kiszony od Prabuni:
Jedyne czego póki co nasze dziecko nie przełknie to: brokuł (po Mamie), żółtko (po Buni chyba) i żółty ser (pojęcia nie mam po kim).
No ale nie można chyba lubić wszystkiego….