Zadanie nr 6

„Wyprawa po misia”.
Oczywiście świat oszalał i na tym polu i okazało się, że tak naprawdę to nie ma się po co wyprawiać. Wszak misie weszły do sklepów nie dzisiaj w Mikołaja, jak to było do tej pory tylko już kilka dni temu.
Szczęście w „nieszczęściu”, że nawet nie zdążyłam uświadomić Tytki, że w tym roku jeden z misiów to Tosia…bo dziś byłyby pewnie łzy…
No i szczęście, że zasugerowałam by wzięła tym razem misia rodzaju męskiego, a nie jak to ma miejsce od lat kobietkę.
Przybyła dziś Tytka do domu z… Jasiem…
Jaś ubrany (powiedzmy, że to kwestia gustu, ale wg mnie) jak wiejski elegant…
Możliwe, ze się nie znam i mogę być uprzedzona, ale zestawienie koloru czarnego i bordowego to dla mnie największy koszmar (mam na myśli estetykę, no bo domyślam się, że ludzie mają większe problemy niż kolory, sama mam większe 😛 )
Jeśli to prawda, że ubranko projektował mu Pan Ossoliński, to… no delikatnie mówiąc weny nie miał wtedy na bank!
W ogóle jakość tych zabawek (których cena chyba nie jest znowu taka mała, bo np w Smyku za te same pieniądze można kupić dwa misie i są z pewnością lepsze jakościowo) pozostawia wiele do życzenia. Ja wiem, że to wszystko szyte jest w Chinach, a żaden z projektantów nie czuwa przy ubieraniu tych zabawek, no ale skoro jest to akcja charytatywna i pospisują się pod nią ludzie znani, to jednak ktoś chyba powinien mieć to pod jakąkolwiek kontrolą?
Nie, żebym się przesadnie czepiała, ale kupujemy te misie od narodzin Tyci, z roku na rok każda z tych zabawek się pruje…Mam na myśli głównie ubranka. Co gorsze, one już takie poprute są wystawione na półkach sklepowych. Czasem trudno jest cokolwiek wybrać.
A i jeszcze jedno, skoro jest tak wielkie na nie zapotrzebowanie, że po trzech dniach niektóre egzemplarze są prawie nie do zdobycia (mam na myśli duże miasta)) i sytuacja powtarza się z roku na rok, a pieniądze przecież idą na szczytny cel fundacji, to czy nie trzeba by było iść po rozum do głowy i wyprodukować ich więcej???!
Dobra tyle mojego narzekania, bo historia ma swój uroczy finał 🙂

Przybyła więc Tytka z tym swoim Jasiem i tak rzecze: „byliśmy w sklepie po tego misia ale już ich nie było. Jednak w kartonie takim, został jeden ostatni Jaś. I ja go uratowałam, bo jego nikt nie chciał a tak będzie miał domek. I jest męski, dla Franusia wiec też będzie” <3

No i amen 🙂

Na koniec zdjęcie.
Mamy w planach zrobić choć krótką sesję świąteczną tym naszym maluchom, no ale już teraz mówię, ze chyba nic z tego…ta dwójka razem, to nie na moją cierpliwość… 😛

_dsc5079

Ten wpis został opublikowany w kategorii Tycia codzienna, W sprawie Maciupka i oznaczony tagami , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *