Minął ponad miesiąc jak Tycia stała się uczniem.
Wpadliśmy w tą szkolną rzeczywistość po uszy.
Wszyscy
Lekcje na dwie zmiany, potem kółka zainteresowań, potem zajęcia dodatkowe.
I tak mija dzień za dniem.
Nie muszę chyba dodawać, że Tosia w szkole jest po prostu zakochana!
Już dziś się martwi i rozpacza co będzie robić w wakacje i kto je w ogóle wymyślił!
We wszystkim uczestniczy, z niczego nie chce zrezygnować.
Na razie idzie Jej świetnie.
Coraz ładniej pisze, rysuje, coraz bardziej zaczyna Jej zależeć, a co za tym idzie, coraz bardziej się stara
Została przewodniczącą klasy, no ale kto jak nie Ona. Tak dominujące dziecko, raczej trudno znaleźć
Ostatnio Tytka odwiedziła pracownie chemiczną i biologiczną i pod wpływem (chyba) tych wszystkich naściennych tablic, zgłębia zagadnienie pierwiastków i komórki
Chodzi z encyklopediami i notuje
No uczeń z Niej wzorowy! Tfu tfu
Nasz Francois też nie próżnuje.
Bardzo ładnie stara się mówić, i jak nie był zainteresowany kredkami, tak chyba pod wpływem siostry siedzi i jak najęty rysuje.
Głównie „pająki i muchy!”
Tyle, że On jest bardzo wobec siebie krytyczny i rzadko zadowolony z rezultatu
Gdy Go chwalimy i mówimy: „Ale super Franuś!”
To On oburzony: „Nie nie supej!” Łapie się za główkę i mówi: „O boze, boze!”
No dzieci istne naukowce , szkoda, że totalnie absorbujące i nieśpiące, no ale coś za coś
Niech jest jak jest! Jest dobrze